Choć najwięcej lawendy rośnie w okolicach Brusje, to Święto Lawendy odbywa się w sąsiedniej miejscowości Velo Grablje. To niewielka lokalna impreza, za to wszystkie produkty są tu ręcznie robione, począwszy od lawendowych syropów, saszetek wypełnionych suszem, kosmetyków, olejków, aż po lody...co do tych ostatnich, cóż, nie przypadły mi aż tak do gustu, ale może to nie kwestia smaku, a ilości, bo to, co tu widzicie to hojnie nałożona jedna gałka ;)...ale od początku...
Velo Grablje to niesamowicie położona miejscowość, z której o mały włos, a byśmy nigdy nie wyjechali...nie to, że aż tak niesamowicie przypadła nam do gustu ( choć przypadła, przynajmniej mnie :). Najpierw nawigacja poprowadziła nas stromą, szutrową drogą w dół, potem zachwyciliśmy się usytuowaniem cmentarza i widokiem, jaki z miejsca wiecznego spoczynku dawnych mieszkańców rozpościera się kilometrami wokół. A potem szczęśliwi dojechaliśmy wąziutką uliczką pod kamienne domy, podziwiając zielonego garbuska w ogrodzie, by za chwilę na migi dowiedzieć się, że nie przejedziemy, nie ma gdzie wycofać....i musimy wrócić tak jak przyjechaliśmy, tylko że tyłem.... przez chwile pomyślałam, że obok zielonego za płotem stanie i czerwony do pary....jednak M. poradził sobie idealnie i trochę później wjechaliśmy w lawendowy klimat od odpowiedniej strony :).
Sama miejscowość piękna, z XV-wiecznym rodowodem, typową kamienną zabudową, niestety w dużej mierze opuszczona... Nie miała ona szczęścia. Winnice, główne źródło utrzymania mieszkańców, zostały zdziesiątkowane przez filokserę, jednego z najgorszych szkodników winorośli (któremu jak i stonce podobno dostało się tu z USA :). Aby miejscowości przywrócić życie, sprowadzono tu pierwsze sadzonki lawendy . Potem wystąpiły pożary... Znaczna część mieszkańców wyjechała za pracą. Te i inne problemy przyczyniły się do tego, że sporo domów nadal stoi pustych... Choć niektórzy wybudowali domy bliżej morza, żeby móc wynajmować pokoje letnikom, wracają uprawiać winorośle i wytwarzają naprawdę dobre wino ( nasi gospodarze mieli winnicę w tamtym rejonie, przy wyjeździe zostaliśmy obdarowani ich winem stołowym i deserowym, którego właśnie pisząc kieliszek popijam, więc nie są to wyssane z palca słowa :).
Tym bardziej warto zajrzeć, zakupić i wesprzeć lokalną społeczność, która stara się kolejny raz tchnąć w to miejsce radość i życie...
Sama miejscowość piękna, z XV-wiecznym rodowodem, typową kamienną zabudową, niestety w dużej mierze opuszczona... Nie miała ona szczęścia. Winnice, główne źródło utrzymania mieszkańców, zostały zdziesiątkowane przez filokserę, jednego z najgorszych szkodników winorośli (któremu jak i stonce podobno dostało się tu z USA :). Aby miejscowości przywrócić życie, sprowadzono tu pierwsze sadzonki lawendy . Potem wystąpiły pożary... Znaczna część mieszkańców wyjechała za pracą. Te i inne problemy przyczyniły się do tego, że sporo domów nadal stoi pustych... Choć niektórzy wybudowali domy bliżej morza, żeby móc wynajmować pokoje letnikom, wracają uprawiać winorośle i wytwarzają naprawdę dobre wino ( nasi gospodarze mieli winnicę w tamtym rejonie, przy wyjeździe zostaliśmy obdarowani ich winem stołowym i deserowym, którego właśnie pisząc kieliszek popijam, więc nie są to wyssane z palca słowa :).
Tym bardziej warto zajrzeć, zakupić i wesprzeć lokalną społeczność, która stara się kolejny raz tchnąć w to miejsce radość i życie...
Jeśli moje wpisy pomogły Ci na chwilę przenieść się w miejsca, które odwiedzam, a wskazówki przydały Ci się w podróży, możesz postawić mi kubek apetycznej, choć wirtualnej, kawy :)
ale pieknie- do zakochania!
OdpowiedzUsuńbez dwóch zdań, jedno z miejsc ze szczególnym klimatem i jeszcze nie zadeptane :)
Usuńjak klimatycznie i czuć jeszcze lato :)
OdpowiedzUsuńzdjęcia z czerwca, mam spore opóźnienie :)
UsuńCoś wspaniałego! ) :) chcę tam jechac :)
OdpowiedzUsuńwierzę i życzę :)
UsuńJak lubie takie miasteczka, takie domki kamienne, bardzo mi to przypomina Portugalie, marze o takim domku z kamienia tam wlasnie. Powtorze jeszcze po raz setny albo i wiecej...swietne masz oko!
OdpowiedzUsuńMnie też się marzy...jakiś wolny zawód i pół roku można gdzieś tam spędzać:)
UsuńLawendowe święto! <3 Pięknie uchwycone :)
OdpowiedzUsuńBo to dość urokliwe wydarzenie jest i w cudnym miejscu :)
Usuńdziękuję :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za zapełnienie wszystkich pustych domów :) Przepięknie tam, przykre, że ludzie musieli opuszczać takie miejsce za pracą...
OdpowiedzUsuńNie tylko tam, niestety...
UsuńJa byłam w okolicy jak lawenda już przekwitła, a w związku z Twoimi zdjęciami i mam chęć na czerwiec na Hvarze :) . Lody pewnie też nie przypadłby mi do ... podniebienia ;), ale uliczki i okolica owszem :)
OdpowiedzUsuńlawenda kwitnie od maja, więc jak lubisz tak przed sezonem, maj mógłby być nawet lepszy od czerwca :),a lody niezłe, dość specyficzne, ale po zjedzeniu taaakiej porcji x 2 każdemu mogłoby się odbić czkawką :)
UsuńBardzo Ci ładnie w tym fiolecie wokół. Super sprawa , takie święto, miasteczko tez nieprzeciętnej urody :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
w tym fiolecie to moja córa, ale tak czy siak pięknie wokół :)
Usuńoj jak ja lubię takie miejsca i te lokalne atrakcje ;)
OdpowiedzUsuńja też, bardzo, zwłaszcza jak nie ma mnóstwa ludzi i komercji ;)
UsuńJestem pod wrażeniem tego miejsca, widoków, domków i Twoich zdjęć. Piękny klimat :)
OdpowiedzUsuńbo to naprawdę niesamowicie położona miejscowość
UsuńBardzo przyjemny blog. Ciekawe teksty i ładne, trochę "reporterskie" zdjęcia dopełniające treść. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
UsuńPieknie!
OdpowiedzUsuń