Bez względu na polityczne poglądy jest kilka rzeczy, pochodzących z arabskiego świata, które są warte bliższego poznania (i nie mam tu bynajmniej na myśli cyfr, bo te Arabowie wbrew powszechnej opinii upowszechnili, a nie wynaleźli). Mam na myśli miswak, kohl i savon noir znane w kosmetyce jako czarne mydło. Wszystkie trzy mają u mnie wysokie noty.
Dziś o miswaku. To nic innego niż gałązki rośliny znanej jako Salvadora Persica czyli gałązki drzewa arakowego, bardzo popularnej rośliny. W wielu miejscach rośnie tak powszechnie jak chwast, dostęp do niej mają i bogaci i ubodzy, więc jest od stuleci, nawet tysiącleci, używany do higieny jamy ustnej. To właściwie taka szczoteczka, pasta, nić dentystyczna, i płyn do płukania ust w jednym. Posiada właściwości odkażające i wybielające, usuwa osady z kawy, herbaty, wykazuje działanie antyseptyczne, hamuje namnażanie bakterii, potrafi nawet zmniejszyć kamień nazębny (to przetestowałam na sobie ;). Ponoć hamuje również głód nikotynowy, choć tego ostatniego jako nie palacz nie umiem ocenić ;). Niedowiarków niech przekona naturalny skład: witamina C, która przyspiesza regenerację błony śluzowej, jony wapnia dla remineralizacji zębów czy taniny leczące dziąsła. Jedyny minus to dość specyficzny smak (przypominający nieco nasz chrzan), do którego da się jednak przyzwyczaić lub nieco zneutralizować mocząc przed pierwszym użyciem przez około doby w wodzie różanej. W sklepach sprzedawany jest w hermetycznym opakowaniu, więc po otwarciu należy odciąć ok. 1 cm kory, zwilżyć wodą i rozgryźć albo zmiażdżyć włókna, aby stały się miękkie. Tak przygotowany od razu nadaje się do użycia. Należy trzymać w etui, bo szybko wysycha i wtedy traci właściwości.
Dla mnie przede wszystkim rewelacyjnie oczyszcza zęby i odżwieża oddech, a jeśli taka forma Was nie przekonuję, radzę sięgnąć po pasty z ich domieszką, bo nie potrzebują telewizyjnej reklamy, myjąc o niebo lepiej od tych, po które większość z nas sięga na sklepową półkę.
No i niemniej ważne, taki miswak po wyrzuceniu rozkłada się w 100% w czasie zdecydowanie krótszym niż plastik. I świetnie sprawdza się w podróży, gdy nie ma dostępu do łazienki ;).
Od jakiegoś czasu i pasta i patyk ma u nas stałe miejsce na półce. Ktoś ryzykuje?
P.S. Post bynajmniej nie sponsorowany, ale z pozytywnego doświadczenia polecam ;).
Dziś o miswaku. To nic innego niż gałązki rośliny znanej jako Salvadora Persica czyli gałązki drzewa arakowego, bardzo popularnej rośliny. W wielu miejscach rośnie tak powszechnie jak chwast, dostęp do niej mają i bogaci i ubodzy, więc jest od stuleci, nawet tysiącleci, używany do higieny jamy ustnej. To właściwie taka szczoteczka, pasta, nić dentystyczna, i płyn do płukania ust w jednym. Posiada właściwości odkażające i wybielające, usuwa osady z kawy, herbaty, wykazuje działanie antyseptyczne, hamuje namnażanie bakterii, potrafi nawet zmniejszyć kamień nazębny (to przetestowałam na sobie ;). Ponoć hamuje również głód nikotynowy, choć tego ostatniego jako nie palacz nie umiem ocenić ;). Niedowiarków niech przekona naturalny skład: witamina C, która przyspiesza regenerację błony śluzowej, jony wapnia dla remineralizacji zębów czy taniny leczące dziąsła. Jedyny minus to dość specyficzny smak (przypominający nieco nasz chrzan), do którego da się jednak przyzwyczaić lub nieco zneutralizować mocząc przed pierwszym użyciem przez około doby w wodzie różanej. W sklepach sprzedawany jest w hermetycznym opakowaniu, więc po otwarciu należy odciąć ok. 1 cm kory, zwilżyć wodą i rozgryźć albo zmiażdżyć włókna, aby stały się miękkie. Tak przygotowany od razu nadaje się do użycia. Należy trzymać w etui, bo szybko wysycha i wtedy traci właściwości.
Dla mnie przede wszystkim rewelacyjnie oczyszcza zęby i odżwieża oddech, a jeśli taka forma Was nie przekonuję, radzę sięgnąć po pasty z ich domieszką, bo nie potrzebują telewizyjnej reklamy, myjąc o niebo lepiej od tych, po które większość z nas sięga na sklepową półkę.
No i niemniej ważne, taki miswak po wyrzuceniu rozkłada się w 100% w czasie zdecydowanie krótszym niż plastik. I świetnie sprawdza się w podróży, gdy nie ma dostępu do łazienki ;).
Od jakiegoś czasu i pasta i patyk ma u nas stałe miejsce na półce. Ktoś ryzykuje?
P.S. Post bynajmniej nie sponsorowany, ale z pozytywnego doświadczenia polecam ;).
Poszukam patyka. Przekonujesz :)
OdpowiedzUsuńsama się przekonałam i część rodziny ;)
UsuńPrzekonalas mnie, ale tego cuda jeszcze nie widzialam w sklepach!
OdpowiedzUsuńzobacz w zielarskich albo z orientalnymi rzeczami, u nas bez problemu i w mieście i wysyłkowo :)
UsuńNigdy nie słyszałam, ale chętnie zagłębię się w temat i wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńWygląda okropnie :D Ale jest to ciekawa alternatywa dla tych drogeryjnych produktów. Twój pozytywny opis trochę mnie zachęca do wypróbowania, więc może kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuń