Nie trafiłam na pieczone kasztany, kiedy kilka miesięcy spędziliśmy w Annecy. Nie trafiłam na nie w Lourdes ani w Paryżu. Nie ta pora roku. Wiele lat myślałam, że są niemal niejadalne, po tym, jak przypominałam sobie smak obtoczonych w marcepanie wodnych kasztanów, którą obłędną ilością zostaliśmy nie obdarowani, a wręcz zasypani podczas jedynego Bożego Narodzenia, jakie spędziliśmy poza krajem. Choć namiętnie wyglądające, pastelowo kolorowe, nie przypadły mi do gustu i kolejne przynoszone w darze wkładałam do walizki, bo grzechem było wyrzucić, a tak rozdawaliśmy jako kulinarną ciekawostkę w czasach, gdy internet dopiero u nas raczkował i markety też nie organizowały dni kuchni różnych smaków.
Pieczonymi zachwycałam się podczas bożonarodzeniowych jarmarków, gdzie ich zapach przeplatał się z aromatem grzanego wina (koniecznie do powtórzenia w tym roku ;) i przez kolejne lata patrzyłam na owocujące kasztanowe drzewa w ogrodzie wujostwa. A kiedy doczytałam jeszcze nie tylko o ich odżywczych atutach ( m.in. potas, witamina B1, B2, C, E, lecytyna, żelazo, kwasy nienatłuszczone ), ale o ich niesamowitych leczniczych właściwościach, o których wspominała już św. Hildegarda z Bingen - (swoją drogą niesamowita osobowość średniowiecza ), postanowiłam je zrobić.
Właściwie ich przygotowanie w domowych warunkach nie jest bardzo skomplikowane, choć naturalnie takie "z ulicy" biją je na głowę. Przepisów pewnie jest wiele, poniżej podaję nasz sposób ;).
Przepis na pieczone kasztany:
Wybierając kasztany, celujemy w te jędrne, o błyszczącej skorupce. Nadgniłe należy wyrzucić. Następnie umyć i osuszyć, nadciąć na krzyż pękate skorupki, wrzucić do gorącej wody, podgotować 10-15 minut (powinny się lekko otworzyć), ostudzić i wsadzić na kolejne 10-15 minut do nagrzanego do 180C piekarnika. Smacznego.
Bajeczne fotografie!!
OdpowiedzUsuńdziękuję ;)
UsuńRozmarzyłam się o spacerku takim... :))
OdpowiedzUsuńa to spacerek teraz, listopadowy, mam nadzieję, że taka pogoda jeszcze się trochę utrzyma ;)
UsuńKurka, tyle się nasłuchałam o jadalnych kasztanach, a jeszcze nigdy nie miałam okazji spróbować... Może nadejdzie kiedyś ten dzień... Zdjęcia jak zawsze u Jo - piękne.
OdpowiedzUsuńteraz można i u nas bez problemu kupić, widziałam w poniedziałek w wielokropkowym sklepie ;)
Usuńale bym zjadała mmm
OdpowiedzUsuńpora odpowiednia ;)
UsuńSa bardzo dobre, jadlam w ilosciach przemyslowych w Portugalii....sliczne zdjecie a szczegolnie to ze spadajacym listowiem.
OdpowiedzUsuńu nas wciąż rzadkość, choć w większych miastach sprzedają czasem na ulicach :)
UsuńPrzecudne fotografie.
OdpowiedzUsuńKasztany pieczone na żarze są przepyszne.
Nie mam szczęścia do kasztanów z super marketów.
Bardzo często są stęchnięte, zapleśniałe.
Pozdrawiam serdecznie:)*
w tym tygodniu widziałam bardzo ładne, jędrne, świeże, trzeba dobrze poszukać
UsuńBonjour chère amie,
OdpowiedzUsuńComment résister à la tentation des châtaignes grillées ?!!... je suis dans une région à châtaignes et je mer égale chaque automne en plus je fabrique de la crème de marrons... Délicieux lorsque je fais de la crème glacée !...
Vos photos sont magnifiques et ce fut un plaisir que de partager cette belle balade automnale.
Gros bisous
La crème de marrons et crème glacée, je voudrais découvrir le goût ! ! !
Usuńjaka piękna jesień na Twoich zdjęciach :D
OdpowiedzUsuńkiedyś próbowałam kasztanów i nie przypadły mi do gustu ;), może warto dać im drugą szansę :>
może, ale to też jedna z tych potraw jak sushi, które albo pokochasz albo nie ;)
Usuńod kiedy mieszkam na wsi, mam ich pod dostatkiem. My wrzucamy do kominka ;)
OdpowiedzUsuńtakim to dobrze ;), my bez kominka, więc trzeba sobie radzić inaczej ;)
UsuńPiękny jesienny post. Temat też na czasie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
już bardzo jesiennie ;)
UsuńAz wstyd sie przyznac ale nigdy nie jadlam kasztanow :(
OdpowiedzUsuńnie wstyd, nie wstyd, próbuj teraz ;)
Usuńja zbieram marony w parku:)
OdpowiedzUsuńmy mieliśmy od wujostwa z ogrodu, nasze parki niestety takich rarytasów nie posiadają :(
UsuńUwielbiam jadalne kasztany. Pierwszy raz jadłam podczas jarmarku świątecznego w Menczesterze. Już niedługo znów skosztuję :)
OdpowiedzUsuńteż chętnie po nie sięgnę w bożonarodzeniowej atmosferze ;)
UsuńCudną jesień mieliście :) Nigdy jeszcze nie miałam okazji próbować pieczonych kasztanów, aż wstyd, bo na Wyspach są jakby wpisane w Świąteczne menu :) Boże Narodzenie na Wyspach kojarzy mi się m. in. właśnie z pułkami pełnymi kasztanów, wszelkiego rodzaju orzechów (tutaj po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć migdały w swoich skorupkach), świeżą żurawiną i brukselką, którą baaaardzo lubimy odkąd przyrządzamy w tradycyjny sposób (podgotowana w rosołku, wrzucona na chwilkę na patelnię z delikatnie podsmażonym czosnkiem i posypana solą i pieprzem - polecam) :D
OdpowiedzUsuńwięc jest jeszcze szansa na spróbowanie, pieczone lubię, ale wśród moich domowników tylko właściwie ja :)
Usuń