Do kasztanów, tych jadalnych, zwanych maronami, przekonałam się dość późno. Rosną w ogrodzie mojego chrzestnego i prażą się pod koniec września. Takie dymiące z dawnego, przydworkowego sadu, smakują najlepiej w chłodne wieczory.
Można było je czasem dostać na Marcinku w pełnym już studentów Poznaniu, gdzie mężczyzna w grubych, wełnianych rękawicach, pakował je prosto z prażących prętów do papierowych tutek. I oczywiście we Francji.
Gdy byliśmy w Annecy, w okresie bożonarodzeniowym, ogromne owoce w marcepanie dostawaliśmy jako typowo świąteczne przysmaki. Kandyzowane i moczone w pastelowym różowym, mlecznym lub pistacjowo-zielonym marcepanie przynosił nam każdy wraz z życzeniami wesołych świąt. Mieliśmy ich całe stosy...tylko że nam nie smakowały ;). Nie chcąc nikogo urazić, przyjmowaliśmy kolejne porcje z uśmiechem i układaliśmy w pudełku, bo żal było wyrzucić...dotrwały do naszego powrotu do kraju kilka miesięcy później i zostały rozdane w rodzinie, gdzie wszystkim przypadły do gustu ;). Ciekawe czy po przeszło dekadzie moje kubki smakowe byłyby łaskawsze dla takich delicji ;)?
Pieczone kasztany można pokochać albo znienawidzić, ale żeby się o tym
przekonać, po prostu trzeba spróbować ;). Niekoniecznie na samym Placu
Pigalle ;)
Jeśli chcecie sami spróbować takich kasztanów, to można je przyrządzić na wiele sposobów, ale proponuję dwa. W piekarniku lub na patelni pod przykryciem. Jeśli tego się nie zrobi, będą strzelały po kuchni niczym popcorn ;). Najlepiej je lekko naciąć i uprażyć (na patelni zajmie to około 10-15 minut, w piekarniku o temperaturze około 200C nieco dłużej ;).
Nie jadłam jeszcze kasztanów, ale Twój opis brzmi bardzo smacznie :)
OdpowiedzUsuńnie namawiam, aczkolwiek, jeśli chcesz mieć zdanie, dobrze spróbować ;)
UsuńWowwww!!!!Wonderful shots!
OdpowiedzUsuńCinzia
Thank You ;)
UsuńW Poznaniu kasztany też w czasie różnych jarmarków na Rynku ;) Ale jeszcze ani razu nie próbowałam.
OdpowiedzUsuństały się bardziej popularne, odkąd nie bywam regularnie :)?
UsuńZachęcające. Ciekawe, kupię gdzieś u nas :)
OdpowiedzUsuńkupisz na targach lub w marketach przełom września i października ;)
UsuńUwielbiałem swego czasu serek homogenizowany kasztanowy z rodzimej mleczarni, miał booooski smak. Zjadałem po dwa dziennie :)
OdpowiedzUsuńjakoś nie trafiłam, aż jestem ciekawa smaku ;)
UsuńPo Twoim opisie ślinka mi cieknie! Lubię kasztany, są pyszne!
OdpowiedzUsuńjuż niedługo ;)
UsuńLubie kasztany ale nie cierpie iphonow!!! Napisalam ladniejszy komentarz i mi go wcielo:(
OdpowiedzUsuńja takich cudów nie mam, przy mnie telefony dotykowe się wieszają, więc z tym byłoby podobnie ;)
UsuńMoja teściowa wyhodowała drzewko z kasztana przywiezionego z Włoch. Owocuje bardzo obficie. Chyba rzeczywiście już na nie pora.A ja lubię naleśniki z mąki kasztanowej.
OdpowiedzUsuńmąki nie próbowałam robić, może jak taki mega wysyp będzie to wtedy ;)
Usuńkiedyś, jak byłam w podstawówce, to sprzedawali jadalne kasztany w sklepiku obok szkoły. pamiętam, że skusiłam się na nie i chyba z pół godziny zajęło mi ich obranie, bo nie wpadłam na to, by je upiec czy uprażyć ;)
OdpowiedzUsuńmuszę znaleźć na nie namiary w poznaniu! :D
teraz już wiesz ;)
Usuńzapach kasztanów... widok... mmmm :))) lubię :)
OdpowiedzUsuńdotyk też niczego sobie ;)
UsuńZdjęcia jak zwykle zachwycające :)
OdpowiedzUsuń;)
UsuńJestem zachwycona blogiem. Obserwuję ;)
OdpowiedzUsuńwięc witaj ;)
Usuńa ja uwielbiam je. Pamietam jak dostałam ich garsc i piekłam na starej "kozie" jaka była podłaczona do budowanego wówczas domu. Piekły sie wesoło podskakując i napełniając puste pokoje słodkim zapachem. To był czas nadzieji na przyszłośc, oczekiwania na wiosnę i sczeście
OdpowiedzUsuńteraz też tak powinno być, tylko w pełnym dziecięcego śmiechu ogrodzie ;)
Usuńmuszę upolować tylko te luxusowe "owoce"
Usuńdam znać jak będę miała w nadmiarze albo już zobaczę w sklepach ;)
UsuńHmmm.. ja próbowałam tylko takich z puszki.. I chyba to był błąd:) Cudne zdjęcia! Pozdrowienia serdeczne!
OdpowiedzUsuńz puszki to może wodne kasztany były
UsuńRaz w życiu jadłam i byłam w niebo wzięta :)
OdpowiedzUsuńmoże zasadzisz w ogrodzie :)?
UsuńMusze w takim razie koniecznie spróbować ;)
OdpowiedzUsuńnie zapewnię, że Ci zasmakują, ale jak się nie spróbuje...
UsuńJa też nie jestem ich wielbicielką ale podczas mojego pobytu we Włoszech kilka razy się skusiłam. W Pre-Alpach jest ich mnóstwo, kasztanowe lasy porastają góry, więc na jesieni wszyscy wyruszają aby je zbierać. Pod koniec pażdziernika i na początku listopada organizuje sie "kastagnaty" czyli wspólne pieczenie kasztanów w specjalnym obrotowym koszu. Imprezy zwykle są organizowane przez kluby CAI i cieszą się dużą popularnością. Włosi lubią także kasztany kandyzowane, które są niesamowicie słodkie, oprócz tego robi się krem, konfitury i mąkę a z niej z kolei mararon i inne wyroby. Teraz jest to regionalny przysmak ale w okresie powszechnej biedy kasztany ratowały ludzi od głodowej śmierci.
OdpowiedzUsuńwe Francji podobnie
UsuńU nas na jarmarku bożonarodzeniowym zawsze kasztany sprzedają,muszę w końcu spróbować..pokochać albo znienawidzić:):)
OdpowiedzUsuńdokładnie, jestem ciekawa czy będziesz za czy przeciw ;)
UsuńUwielbiam kasztany jeść...fajnie, gdyż sezon co dopiero się zaczyna
OdpowiedzUsuńwszystko, co najlepsze, dopiero przed nami ;)
UsuńFantastyczne pierwsze zdjęcie!
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nie próbowałam kasztanów...
Pozdrawiam
nic straconego, sezon dopiero przed nami ;)
UsuńU nas kasztanow jeszcze ani widu ani slychu, ale Ty mi juz zrobilas smaka!:)
OdpowiedzUsuńNo i te sliczne, cieple zdjecia...
Udanego poczatku tygodnia!:)
ale Ty będziesz miała najdłużej i najwięcej i kasztanów i ciepła ;)
UsuńNigdy nie próbowałam ;) Nie miałam okazji, ale chętnie przekonałabym się jak smakują:)
OdpowiedzUsuńbędą w okolicach października nawet w marketach, możesz kupić kilkanaście na próbę ;)
UsuńNigdy nie jadłam. Jedyne kasztany jakie znam to te do robienia ludzików ;)
OdpowiedzUsuńteż całkiem przyjemne ;)
Usuńkiedyś jadłam kurczaka nadziewanego tymi kasztanami :) niestety, nie mój smak :)
OdpowiedzUsuńz kurczakiem to może faktycznie ...
UsuńMi smak kasztanów przypomina odrobinę smak fasoli i pierwszy raz próbowałam je w Strasburgu. Takie prosto z prętów są najlepsze :)
OdpowiedzUsuńta mączna część i jak ostygną to faktycznie ;)
UsuńSmakowite kadry :))) I te ciepłe kolorki....
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że cała jesień będzie taka ;)
UsuńPrzypomnialas mi,ze w Portugalii wlasnie zaczyna sie pora kasztanow, te z ulicy sa najsmaczniejsze, moja mala Andrea nie moze przejsc obok nich obojetnie i nie moze sie opanowac, zajada sie nimi bardzo lapczywie. Juz niedlugo bede i ja je probowac, sa bardzo smaczne..pozdraawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńsprzedawane na ulicy muszą być najlepsze, wcale się Andrei nie dziwię ;)
UsuńNigdy nie próbowałam, ale od dawna mam ochotę, ale nie ma okazji.
OdpowiedzUsuńdopiero okazje będą i można kupić w sklepach na wagę ;)
UsuńJuż już miałam pytać o przepis, a tu proszę - jest :) Dziękuję :) Kuszą mnie już od kilku lat i w tym roku obiecałam sobie w końcu spróbować. Niedługo już powinny się pojawić w sklepach, bo brytyjczycy liczą dni do Bożego Narodzenia, a w sklepach zaczynają pojawiać się ozdoby świąteczne, ech... przestaję już się temu dziwić ;)
OdpowiedzUsuńszybcy są, ale może już tak na święta czekają :)
UsuńW Hiszpanii też są popularne, u nas sezon zacznie się pewnie tak najszybciej za miesiąc. Lubię ich smak i zapach, szkoda tylko że kojarzą mi się tak jesiennie! Będe musiała kiedyś porównać ich smak z tymi z Placu Pigalle :P
OdpowiedzUsuńu nas też właściwie jeszcze przed, najwyżej kilka wczesnych sztuk ;), w porównaniu może okazać się, że hiszpańskie wygrywają, w końcu więcej tam u Was słońca ;)
UsuńTakich prawdziwych-surowych kasztanów jeszcze nie jadłam. W czekoladzie - kiedyś i całkiem mi smakowały. Lubię za to bardzo rambutany, też z rodziny kasztanów.
OdpowiedzUsuńBuziaczki
ramburaty...brzmi ciekawie ;)
UsuńMieszkając w tej francuskiej, kasztanowej części świata nie skusiłam się, zniechęcona próbą z kasztanowym dżemem. Teraz żałuję, bo być może takie jak opisujesz, byłyby delicją.
OdpowiedzUsuńja nie trafiłam na dżem kasztanowy, za to z zielonych orzechów - delicje ;)
Usuńnigdy nie miałam okazji jeść kasztanów, ale zawsze chciałam spróbować, Ty zachęciłaś mnie jeszcze bardziej, piękny wpis i zdjęcia, pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńmasz szansę, bo kasztanowy sezon dopiero przed nami ;)
UsuńJa próbowałam w Rzymie i bardzo mi smakowały.
OdpowiedzUsuńSwoim pięknym wpisem narobiłaś mi wielkiego na nie smaka ;) Chyba pójdę poszukać we Wrocławiu jadalnych kasztanów ;)
Pozdrawiam!
szukaj zawczasu i zbieraj po zachodzie słońca ;)
UsuńSpróbowałam i owszem, dobrze zrobione smakują. Natomiast ciasto z maki kasztanowej może być niejadalne i super zależy od dodatków.
OdpowiedzUsuńjak z wszystkim, dobry kucharz przygotuje coś z niczego, marny zepsuje najlepsze danie ;)
UsuńNie jadłam, nie wiem jak smakują, ale kolory na zdjęciach piękne, ciepłe i jesienne.
OdpowiedzUsuńjeszcze tak i oby jak najdłużej takie kolory były ;)
UsuńNigdy nie jadłam kasztanów, może czas to zmienić
OdpowiedzUsuńdziękuję za zachętę
poczuję się winna, jak Ci nie przypadną do gustu ;)
UsuńPiękne zdjęcia, bajkowe klimaty:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńjeszcze nie bajkowe, ale takiej jesieni chcę ;)
Usuńa ja je uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńczyli jesteś z tych, którzy pokochali :)
UsuńAaaaa! Nie wiedziałam, że David Lebovitz ma polskie wydanie. Zazdroszczę! I podziwiam cudne ujęcia - kocham taką grę światłem...
OdpowiedzUsuńma i do tego ubiegł mnie w kilku sprawach, które zaczęłam w niepublikowanych jeszcze postach ;)
Usuńpierwsze słyszę !!! kasztany jeść??
OdpowiedzUsuńchyba czas spróbować !!!