Ale gdybym miała taki, jak podczas naszego ostatniego pobytu we Francji, też by mnie nie ogrzał ;).
Drugie piętro starej kamienicy, kwieciste tapety, lamperie i chłód. Mimo kominka w każdym pokoju... Każdy kominek zamknięty kutą furtką na trzy spusty...
Prowansja po sezonie nie jest tak gorąca jak nasze wyobrażenia o niej :).
A Pirenejom Orientalnym zdarza się śnieg. Nieoczekiwanie... Jak wtedy, gdy nasz szef wyszedł zadzwonić do telefonicznej budki (pewnie pozamałżeńska randka - jak to typowy Francuz...) i już z niej nie wyszedł... nagły śnieg zasypał budkę na niemal 2/3 wysokości;). Całe szczęście, że wystarczyło funduszy na telefon do przyjaciela i nie utknął w niej na całą noc ;). Choć może miałby nauczkę....
A Pirenejom Orientalnym zdarza się śnieg. Nieoczekiwanie... Jak wtedy, gdy nasz szef wyszedł zadzwonić do telefonicznej budki (pewnie pozamałżeńska randka - jak to typowy Francuz...) i już z niej nie wyszedł... nagły śnieg zasypał budkę na niemal 2/3 wysokości;). Całe szczęście, że wystarczyło funduszy na telefon do przyjaciela i nie utknął w niej na całą noc ;). Choć może miałby nauczkę....
A dziś do nadal leżącego śniegu nieco złocistej poświaty, której tak brakuje zimowym dniom, zapach przydymionego karmelu i śmietankowy smak pod chrupiącą skorupką... crème brûlée - dokładnie taki, jaki nam robił Louis i jego aromat wydostawał się na ulicę wabiąc kolejnych łakomczuchów, tak ładnie z francuska zwanych "gourmand"...
Przepis na crème brûlée:
6 żółtek
laska wanilii lub łyżeczka esencji waniliowej
250 ml mleka
250 ml śmietanki 36%
ok. 60 cukru pudru
ok. 60 g cukru typu kryształ, najlepiej brązowego
Mleko wraz ze śmietanką oraz wanilią (jeśli wrzucamy laskę w całości, trzeba ją naciąć, aby uwolnić nasionka ;), zagotować na małym ogniu cały czas mieszając, po doprowadzeniu do wrzenia odstawić na 10-15 minut.
W tym czasie w drugim naczyniu żółtka lekko ubić z cukrem (najlepiej ręcznie trzepaczką, nie ma być piany). Do żółtek należy powoli wlewać zagotowane mleko ze śmietanką, energicznie mieszając, aby nie było grudek. Powstałą emulsję przelać przez sito, aby konsystencja była jednolita (jeśli wrzuciliśmy laskę wanilii - pływające nasionka będą jak najbardziej mile widziane, nie wyławiamy ich ;).
Uzyskany krem wlać do żaroodpornych miseczek, miseczki umieścić w kąpieli wodnej (przypis dla laików - wstawić do naczynia i wlać gorącą wodę do połowy wysokości miseczek), po czym wstawić do nagrzanego do 100C piekarnika na ok. 45 minut.
Po ostudzeniu włożyć na kilka godzin do lodówki.
Na krótko przed podaniem, wyjąć z chłodu, posypać warstwą grubego cukru i potraktować ogniem w celu karmelizacji ;).
Do skarmelizowania cukru nasz szef kuchni używał specjalnego żeliwnego pręta zakończonego okrągłym płaskim wieczkiem wielkości miseczek, który wkładał na trochę do ognia, w domowych warunkach można do tego użyć palnik, rozżarzony pręt lub opcji grill w piekarniku (przy tej ostatniej najlepiej wstawić miseczkę do kąpieli wodnej na 1-2 minuty i nie zamykać drzwiczek piekarnika). Cukier przy karmelizacji powinien syczeć, a skorupka być mocno brązowa i nieco przezroczysta.
Mój na zdjęciu jeszcze tej chrupiącej warstwy nie ma ;).
Podawać koniecznie tuż po skarmelizowaniu cukru, gdy wierzchnia warstwa jeszcze się żarzy ;) lub wstawić na chwilę do lodówki, jeśli ma być wersją chłodzącą latem.
Na pewno smaczne....
OdpowiedzUsuńJa jednak zwrocilam uwagę na zdjęcia z łyżwami.... mniam!
miło mi, że się o, choć nie udało mi się złapać tak, jakbym chciała, cóż, sporo nauki przede mną ;)
UsuńDev'essere buonissima!!! Le foto comunque sono straordinarie, brava!
OdpowiedzUsuńCinzia
has an amazing flavor ;)
Usuńmmm wygląda bardzo pysznie:) śliczne zdjęcia:*
OdpowiedzUsuńdziękuję ;)
UsuńPiękne zdjęcia i ładne wspomnienia do nich dopisałaś...deser wygląda pysznie, nie wiem czemu jeszcze go nie próbowałam zrobić. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńspróbuj, choć nie gwarantuję, że wyjdzie za pierwszym razem, trzymam kciuki ;)
UsuńChciałam zrobić nie raz,no ale jak bez palnika.Okazuje się że palnik nie potrzebny:)
OdpowiedzUsuńFajnie że jesteś:)
ile ludzi, tyle przepisów ;)
Usuń...czytać Twoje posty plus oglądać fotografie to czysta przyjemność!
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
bo się zarumienię ;)
UsuńPysznosci! Baardzo lubie, ale jakos jeszcze nigdy sama nie robilam. Jak zwykle piekne zdjecia :))
OdpowiedzUsuńAle Wy jeszcze snieg macie?
już w niewielkiej ilości ;)
UsuńTrzeba dużej fantazji, aby wybrać się do Prowansji zimą :) Podziwiam tę fantazję i z zazdrością zerkam na własno-robiony deser. Myślę, że już sam jego widok rozgrzał zmarznięte kości.
OdpowiedzUsuńzdjęcia nie z Prowansji, zimą mnie nie było ani tam, ani w Pirenejach ;)
UsuńA już myślałam, że pofrunęłaś wykorzystać chwilowy brak turystów :) zmyliły mnie skojarzenia
UsuńChyba nigdy nie jadlam creme brulee :-)
OdpowiedzUsuńZdjęcia cudne!
to deser z kategorii pokochać albo znienawidzić ;), ja najbardziej lubię zapach, ale jak lubisz desery budyniowe, ten będzie w sam raz ;)
UsuńTak rozgrzewa, przypomina ...
OdpowiedzUsuńto pewnie dobre wspomnienia ;)
Usuńwygląda przepysznie :) kiedyś z koleżanką na wakacjach kupiłyśmy po sztuce w sklepie i robiłyśmy skorupkę zapałkami :D
OdpowiedzUsuńmożna, ale kupiony to nie to samo ;), chyba że od jakiegoś dobrego mistrza patelni ili cukiernika ;)
Usuńkominek nieczynny to nie kominek...musi w nim wesolo "trzaskac" ogien, a szczegolnie w taka zime :) piekne smakowite fotki, jeszcze nie probowalam...
OdpowiedzUsuńtaaak, inaczej trzeszczą kości - z zimna ;)
UsuńMniam, uwielbiam! A w Twoim zimowym wydaniu i tak rozpala mą wyobraźnię. ;))
OdpowiedzUsuńBuziaki, Ewa
niech rozpala ;)
UsuńNawet nie wiedzialam, ze lubie! Zapoznalam sie z tym smakiem na obczyznie i mowie, ze od zawsze lubilam /smiech/! Pychota i smacznosci same!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
a wiesz, że ja długo nie mogłam się zdecydować i nawet nie bardzo lubiłam, za to zapach, zapach jest obłędny ;)
Usuńbardzo, bardzo lubię creme brulee, u nas sprzedawane są nawet w takich samych 'miseczkach', które sobie zostawiłam i coś mi się wydaje, że postaram się je napełnić ;)
OdpowiedzUsuńPs. zastanawiałam się ostatnio co u Ciebie
to teraz możesz spróbować wersji samodzielnie przyrządzonej :)
UsuńP.S. Dziękuję, sporo spraw, ale nie koniecznie do bloga, który nie jest pamiętnikiem ;)
I znów się rozmarzyłam - oh jak miło być przez chwile w Twojej głowie.
OdpowiedzUsuńA tej słodkości jeszcze nigdy nie jadłam - wszystko co dobrze- przede mną!
aż strach co w niej siedzi ;)
Usuńoj lubię baaardzo!!!
OdpowiedzUsuń:):):)
UsuńCreme brulee jeszcze w swoim życiu nie jadłam, może w koncu się na nie skuszę.
OdpowiedzUsuńModelkę do zdjęć masz cudną! :)
zważywszy, że właśnie wyszła z gabinetu po wyrwaniu zęba - tak, prezentuje się nadzwyczaj korzystnie ;)
UsuńBardzo lubię Creme brulee, piękne fotki :)
OdpowiedzUsuńdziękuję ;)
UsuńZdjęcia piękne, słoneczne. I śnieg ładny, ale niech go już nie będzie tej zimy :)
OdpowiedzUsuńOpowieść o szefie pierwsza klasa!
wreszcie ktoś doczytał o szefie ;)
UsuńCo tam creme, opowieść o szefie uwięzionym w budce, dywagacje na temat jego (domniemanych) grzeszków, zaskórniaki wydłubane na 'telefon do przyjaciela', to dopiero są historie. I oczywiście nie o to chodzi, że w życiu, nie chciałoby mi się przypiekać żadnych skorupek...
OdpowiedzUsuńWidzisz, Ewuniu, bo to tak, jak Ty to odebrałaś, to o historię chodziło, krem to tylko taka wzmianka dla dodania smaku ;)
Usuńjakie piekne zdjecia! oj tez mi sie ogrzewanie, a raczej jego brak dalo we znaki w Prowansji zima. nie narzekam i tak bylo cieplej niz tutaj, bardziej na polnoc:) Krem brulee musze kiedys zrobic, ale to wtedy jak na diete przejde, bo mi sie wtedy slodkiego chce, jakkolwiek to dziwnie brzmi. pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńw takim razie interesuje mnie Twoja Prowansja zimą ;) i nie daj się długo prosić ;)
Usuńcreme brulee- uwielbiam! Jadlam ostatnio przepyszny w hotelu, podczas firmowego spotkania, ale nie wiem, czy sama sie kiedys powaze na jego wykonanie...
OdpowiedzUsuńbuziaki Jo!
jak masz gdzie jadać i jeszcze podadzą z klasą, to nie musisz się męczyć ;)
UsuńA wiesz, że nie jadłam...
OdpowiedzUsuńDo dziś jeszcze kilka słoików "czekośliwkowych" powideł wg Twojego przepisu pasie nasze brzuchy :)
Za każdą łyżka smaku jesteś w moich myślach. Kto wie, a jak się zakocham w nowym smaku - to znów będziesz z radością mojego podniebienia! Zabawne, bo przecież ja tu przyszłam za słowem, za fotografią, a dostałam "niebo w gębie" ;))))))))))))
:) to miło, że słodko o mnie myślisz ;), generalnie wolę ciasteczka ;)
UsuńMój ulubiony deser :) Zabawne zestawienie - lawenda i crème brûlée!
OdpowiedzUsuńto celowe :), mam nadzieję, że Ada czasem jeszcze tu bywa, to ukłon w Jej stronę ;)
Usuńhmm, wyglada mega apetycznie:-)
OdpowiedzUsuńnajbardziej apetyczny jest jeszcze z parującym karmelem ;)
Usuńto mój ulubiony deser Kochana :) a córcia wygląda świetnie - pozdrawiam
OdpowiedzUsuńa mój nie, zdecydowanie wolę dobre lody ;)
UsuńUwielbiam creme brulee, choć sama nigdy wcześniej nie robiłam. :)
OdpowiedzUsuńa więc jest motywacja ;)
Usuńmniam , a modelka super
OdpowiedzUsuńdziękuję w imieniu "modelki" ;)
UsuńO, u Ciebie też kulinarnie :-) Nigdy nie jadłam crème brûlée, wygląda i nazywa się pysznie :-)))
OdpowiedzUsuńa ja jadłam Twoje moule w wersji z białym winem ;)
UsuńMy tak się zachwycamy tym crème brûlée chyba z powodu francusko brzmiącej nazwy, bo to deser nadzwyczajnie prosty smakowo. Sama tez często robię w polskim domu dla gosci, bo to tak ładnie brzmi, ale wybieram wersję ready-to-make z Lidla, nie informując o tym gości. Jednakowo smakuje, ale twoja prezentacja jest znakomita! Nie umywa się do Lidla.
OdpowiedzUsuńZ powodu tych zimnych pokoi w południowej Francji odechciało mi się tam mieszkać, bo w zimie zimno, a w lecie za gorąco, wyobraź sobie łazienkę zimą, brrr. Tam najlepiej jest jesienią i wczesną wiosną. Teraz kwitną migdałowce, za chwilę przekwitną właściwie.
Jak ja uwielbiam robić zdjęcia moim córeczkom! Twoje rewelacyjne.
tak, to właściwie typowy budyń (tradycyjny, nie z paczki ;), ale Wy to już na łatwiznę poszliście, takiego gotowca ;):):)
UsuńNigdy jeszcze nie jadłam crème brûlée, ale chyba mnie skusisz ;)
OdpowiedzUsuńa więc kuszę ;)
UsuńW życiu nie próbowałem, ale już wiem co jutro będzie na podwieczorek :)
OdpowiedzUsuńmasz więcej zapału niż większość z nas ;)
UsuńWygląda bardzo apetycznie...
OdpowiedzUsuńA zdjęcia jak zwykle, świetne.
Pozdrawiam:)
do świetności lat świetlnych im brakuje ;)
UsuńAlllllle pyszności!!!
OdpowiedzUsuńNo masz, juz drugi raz dzisiaj, a trzeci od wczoraj, idzie mi sie mierzyc z tym przysmakiem:)
OdpowiedzUsuńDzisiaj wirtualie ale wczoraj...wczoraj mialam przyjemnosc zjedzenia calej miseczki tego cuda, mniammmmmmm:)))
Pogodnej niedzieli!:*
to teraz przynajmniej lekkostrawnie ;)
UsuńZłociście, poświatowo, aromatycznie i ze smakiem - dziś u Ciebie.
OdpowiedzUsuńczasem mi się zdarza ;)
Usuńjadlam kiedys raz we Francji:)) slodkie jak diabli ale pyszne...:) moze pokusze sie na zrobienie:) u Ciebie wyglada tak zachecajaco..:))
OdpowiedzUsuńzawsze możesz dać mniej cukru ;)
Usuńaż żałuję że cremu b. nie lubię ;)) kiedyś po sytym obiedzie w restauracji zamówiłam sobie ten pyszny deser no i potem kolejny (bo taki był pyszny) no i tak się strułam .. że nie wnikając w szczegóły, kremu nie lubię od tamtej pory ;)) Piękne zdjęcia! Twoja córeczka jest niesamowicie fotogeniczna :) jak modelka pozuje do zdjęć ;)
OdpowiedzUsuńłakomstwo nie popłaca, też mam takie kulinaria, na które z podobnych przyczyn już nie zerkam ;),a co do dziewczęcia, fotogeniczna jest, a zważywszy że zdjęcie tuż po wyrwaniu zęba, to nawet bardzo ;)
UsuńLubię, lubię i to bardzo. Do tego zapach lawendy, pewnie nieziemski.
OdpowiedzUsuń:), bardziej nieziemski chyba tego lekko przypalonego cukru, subtelnie przechodzącego w karmel ;)
UsuńPysznie napisane i zapewne wspaniale smakuje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnieźle, a zważywszy dzisiejszą aurę - ciepło o nim myślę ;)
UsuńCzwarte zdjęcie - dziewczynki z łyżwami - baaardzo mi się podoba. A taki krem... hm, nie dla mnie - chyba że popatrzeć ;). Pomysłowo umieściłaś naczynko w śniegu :).
OdpowiedzUsuńwbrew pozorom nie jest ciężkostrawny, a i nie taki zabójczy dla linii, jeśli to miałaś na myśli, a na śniegu, bo więcej tu światła niż u mnie w kuchni ;)
UsuńNie Jo, o linię nie dbam, nawet podobno by mi się trochę przydało, he he. Przypuszczam, że to jest dość słodkie a ja na słodkie mam tzw. długie zęby (nie lubię).
Usuńto odstąp trochę tej niechęci do słodyczy- mnie by się przydała ;), w większości przepisów jest więcej cukru i wtedy może być faktycznie okropnie słodki, ja nie zapamiętałam go jako takiego, pewnie przez to, że podaje się dobrze schłodzony, a warstwa po karmelizacji, jeśli się dłużej trzyma, robi się lekko ... gorzkawa... Taki specyficzny posmak ;)
UsuńNo, czasami łykam coś słodkiego - muszę tylko mieć wenę na taki smak. W sumie jakby mi ktoś przyrządził i podał taki krem - na pewno bym spróbowała ;).
UsuńDziękuję za przepis. Na zdjęciu wygląda tak apetycznie,że tylko późna pora powstrzymuje mnie przed tym, aby właśnie zacząć go robić:)
OdpowiedzUsuńale późna pora jest w sam raz,bo trochę musi postać w lodówce ;)
UsuńPiękny tytuł posta!
OdpowiedzUsuńI fantastyczny przepis.
Ja chyba nigdy nie jadłam dobrego crèmu brûlée - mam wrażenie, że każdy był odgrzewany :)
możliwe, choć generalnie się ich nie odgrzewa, mają postać w lodówce, a potem karmelizacja
UsuńWspaniałe klimaty u Ciebie...
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa i odwiedziny.
U nas zakwitły już śnieżynki i inne małe kwiatki powystawiały główki... no i jak sama widziałaś przykrył wszystko gruby kożuch śniegu. Kiedy tu sobie piszę, dalej pada...
Pozdrawiam ciepło
Halina
u nas też pada, pewnie jak w końcu wszystko się stopi, znajdziemy zeszłoroczne rozkwitnięte bratki ;)
Usuńświetne nastrojowe zdjęcia!
OdpowiedzUsuńdziękuję ;)
UsuńMój ulubiony deser. Zwykl zamawiam w restauracji jesli jest w karcie. Nie wiem czy wytrzymałabym oczekiwania kilkugodzinnego :)))
OdpowiedzUsuń:) mieliśmy w karcie tyle deserów, że ten nigdy nie był moim numerem, ale Francja nas wtedy mocno rozpieściła, zwłaszcza jeśli chodzi o podniebienie, ale to urok bycia w restauracji od środka ;)
UsuńSwego czasu polowałam na palnik, ale w końcu odpuściłam.
OdpowiedzUsuńChciałabym kiedyś spróbować własnoręcznego przygotowania cremu :)
jak kiedyś wpadniesz to może zrobię ;)
Usuńcute :)
OdpowiedzUsuń