Czarny bez już dojrzał. Prawie się spóźniłam. Dopadłam ostatnie 3 krzaki i dodatkowo jeden w drodze do pracy, ale żeby nie być chytrą (wiadomo, chytry traci razy dwa ;), jeden pełen krzak pozostawiłam ptakom na zimową porę :). A bzem będę raczyć grypową jesienią moje dzieci, a co. Wiem że już spory zapas z kwiatów mam (było o nich tu).
Ale apteki natury nigdy dość. Padło na bzową czarną odsłonę. Zrywany w słoneczny jeszcze i kalendarzowo letni dzionek, pieszczotliwie układany na wiklinie.
Spaczenie z wykładów z żywienia nie pozwala mi dodawać żadnych sztucznych żelowników (margaryna też jest na liście rzeczy niesmacznych i zakazanych ;). Za to przypomina o naturalnych truciznach ( cóż za fascynacja, że nawet ziemniak może swoją solaniną zabić, a przynajmniej nieźle zatruć ;), a te zielone bzowe kulki zawierają glikozyd cyjanogenny (sambunigrynę) ,więc zbieramy dojrzałe, mocno czarne ;) i pod żadnym pozorem nie jedzcie zielonych, bo w takim wypadku nawet podkowa na szczęście nie pomoże ;).
I miałam naprawdę świetne przepisy, ale jak to mówią "diabeł nakrył ogonem", trzykrotne obszukanie nie zdało egzaminu, więc powstała radosna wariacja 3 w 1 :).
a więc :1 kg bzu
0,5 kg jabłek (najlepiej kwaśnych)
1 kg cukru
0,5 litra wody
Do garnka wlałam 2 szklanki wody, wsypałam cukier, gdy syrop się zagotował wrzuciłam odszypułkowany, umyty i osuszony czarny bez oraz pokrojone w drobną kosteczkę jabłka (mogą być ze skórką, zawierają pektyny i to one pozwolą się potem lepiej zagęścić ) i gotowałam na maleńkim ogniu przez 30 minut. Zdjęty po tym czasie garnek zostawiłam na noc. Drugiego dnia tylko zagotowałam, przecedziłam sok, owoce przetarłam przez sitko i jest galaretka, a to co zostało wrzuciłam do podduszonych gruszek nashi, których wiadro dostałam i dżemik jak znalazł. I wszystkie przetwory ciut pasteryzuję, bo zaufania do weków i mnie samej mi brak ;).
To byłby pierwszy kilogram, a że krzaków bzu oskubałam cztery, dziś wariacji ciąg dalszy, oprócz soku naleweczka ;). A jak się rozochocę, to może ten zostawiony dla ptaszków też oskubię, ale głóg i dziką różę już im podaruję ;).
I jeszcze nigdy bez nie smakował mi tak, jak w tym roku :).
Moimi przepisami się nie sugerujcie i ściśle nie trzymajcie, niech będą raczej inspiracją do poszukiwania własnych smaków ;)
Ja robię nalewkę z kwiatów tego bzu, owoce jakoś mi umknęły.
OdpowiedzUsuńz kwiatów też robiłam i nawet się jeszcze trochę ostało ;), ale owoce jeszcze są jakbyś chciała wykorzystać ;)
UsuńNa czarnym bzie kompletnie sie nie znam, nawet nie umialabym go pewnie rozpoznac:)) takze podziwiam... i ta naleweczka na pewno mniam:)
OdpowiedzUsuńdałabyś radę ;)
UsuńA pomyslec, ze w Wenezueli czarny bez tylko kwitnie, na dodatek jest tak bardzo delikatny, ze trzeba go piescic, zeby sobie rosl i kwitnal, i kwitnie caly rok ale nie daje owocow. A niby tropik jest taki obfity w dobra przyrodnicze. Pozdrawiam z Karkonoszy, dzisiaj deszczowych...
OdpowiedzUsuńale w Karkonoszach na pewno jakiś krzaczek by się znalazł :)
UsuńConosco la pianta e la bacca. ma nn sapevo si potesse farne un liquore!
OdpowiedzUsuńCinzia
liqueur, syrup and jam :)
UsuńJejku, znowu słoiki trza szykować... :))
OdpowiedzUsuńja swoich nawet nie zdążyłam schować ;)
Usuńzastanawiałam się kiedyś czy jest jadalny ;) kiedy byłam dzieckiem zrobiliśmy z moim bratem winko z czarnego bzu, ale tylko dla zabawy, bo byliśmy pewni, że jest trujący :/
OdpowiedzUsuńniedaleko naszego domu rosło go całe mnóstwo i pewnie nadal rośnie
niemal cała jadalna, za wyjątkiem tych niedojrzałych owoców :)
Usuńwyglada pieknie,a myslalm ze jest trujacy haaaa............ciekawa jestem jak smakuje naleweczka
OdpowiedzUsuńwybornie ;)
Usuńpisałam już dzisiaj u kogoś jak to będąc nastolatką wraz z koleżanką objadłyśmy się czarnym (nie do końca był on taki czarny) bzem i chwilę potem już byłyśmy chore, chorowałyśmy przez kilka dni dość poważnie ...
OdpowiedzUsuńteraz już wiem że to tak o z krzaka się nie je tylko obróbce poddać trzeba :)
jednak jakoś sama się chyba nie odważe by cokolwiek z bzu robić :-))
a na grypową jesień mam przygotowane syropy z pędów sosny z lat poprzednich :D
po takim doświadczeniu rozumiem ;)
UsuńOj, na wiosnę wielkie parasole kwiatów, z cukrem.
OdpowiedzUsuńSok z owoców na zimę.
Znam i lubię :-)
:)
UsuńJo!
OdpowiedzUsuńdziękuję, że napisałaś post o czarnym bzie.
Całkowicie zapomniałam. Tyle w ostatnim czasie robi przeróżnych zapraw.
Serdecznie pozdrawiam
fakt, konkurencja wśród owoców i warzyw do słoików spora :)
UsuńTaki piękny bez i takie piękne opisy aż jeść i pić się zachciało :-)))
OdpowiedzUsuńja cały czas próbuję ;)
Usuńmmmmm coś fantastycznego:)
OdpowiedzUsuńz takiego bzu to musi być przepyszny sok.
zazdroszczę tych krzaczków nie pryskanych, zdrowych i jeszcze pod ręką:)
fajnie, że zostawiłaś trochę ptaszkom - to piękny gest.
buziaki
dla ptaszków głóg i dzika róża zdecydowanie lepsza, dłużej się trzyma, a bez niestety opada :)
UsuńTo dopiero roślina. Kwiaty wspaniale smakują w cieście naleśnikowym, a sok... niebo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwłaśnie smaku soku z owoców nie każdy lubi :(
UsuńFajny przepis bzu i jabłek. Ja robię sok z kwiatów, bo owoce jakoś mi nie przypadły do gustu, ale z jabłkami... to już inna sprawa... a nalewka... Ale zostaw jednak coś ptaszkom :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńz jabłkami i gruszkami smakują świetnie, przełamują smak owoców ;)
Usuńinteresujace te jablka w tym przepisie, sam bez jest raczej ble...z tego co pamietam
OdpowiedzUsuńja też pamiętam ble, ale po kilkudziesięciu latach smakują jak nigdy ;)
UsuńJuż sobie zanotowałam, że z kwiatów w przyszłym roku muszę wyczarować coś z Twojego przepisu. Teraz przyglądam się uginającym się od owoców gałęzią, a tu widzę przepis na kolejny specjał bzowy. Jesteś prawdziwą inspiracją, Jo :-)
OdpowiedzUsuńraczej akcja oszczędność, bo i leki drogie i ich skutki uboczne kosztowne ;)
UsuńOjej, Jo, to było przekleństwo mojego dzieciństwa. Nie cierpiałam tego zapachu w konfiturze, a jeszcze do tego musiałam zbierać, myć i obsuszać, zamiast bawić się z koleżankami. Teraz jestem duża i wiem, że zdrowe, ale chyba uraz jeszcze pozostał, a poza tym tu u nas ze świecą szukać, więc jestem rozgrzeszona ;)))
OdpowiedzUsuńjesteś rozgrzeszona :)
Usuń:)
UsuńMój Mąż robi sporo nalewek, ale z czarnego bzu jeszcze przed nim ;) Ciekawa jestem jak smakuje :) Jakiś rok temu zrobiliśmy "na zdrowie" nalewkę z owoców dzikiej róży - okropieństwo jeśli chodzi o walory smakowe ;)
OdpowiedzUsuńja nalewki zaczynam i to w niewielkiej ilości, to specjalność mojego Taty, dlatego pigwówki, malinówki, na sośnie, tarninie, jak coś zawsze u niego dostanę :)
UsuńJa ostatnio okradłam drzewko przy pracy:-) bałam się, żeby dzieci mnie nie zobaczyły bo to szkoła:-))pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńprzy tym dobry wykład i same chętnie pomogłyby zrywać ;)
UsuńJo ty farmaceutko nasza:))może sok,może naleweczka,może nie spartole jak syrop Maszki.Tylko gdzie ja bez znajdę:)
OdpowiedzUsuńdo farmacji mi daleko, ale nie powiem, licencjat broniłam pisząc o chemioprewencji raka :)
UsuńTo ja bym z chęcią Twoją wiedzę wsiąkła
Usuńiga, tą wiedzę masz intuicyjnie, to co tak kosmicznie brzmi to po prostu naturalne substancje antynowotworowe w żywności, głównie zawarte w najbardziej kolorowych warzywach i owocach :)
UsuńWiem w tym temacie jestem oczytana,liczyłam że czegoś nie wiem:)
UsuńJo, nie bądź chytrusek. zostaw ptaszkom.ten przepis z jabłkami fantastyczny.Tylko jak tu dziś wyjść na bzozbiory jak leje?
OdpowiedzUsuńuśmiechnij się do słoneczka ;)
UsuńKiedyś mieliśmy swój w ogrodzie, a teraz trzeba się posiłkować "kradzionym" na skraju lasu :)
OdpowiedzUsuńja też te z lasu :)
Usuńbez ma w sobie jakąś tajemniczość... i trwogę :)
OdpowiedzUsuńbył wykorzystywany do obrzędów pogrzebowych i wierzono, że w jego korzeniach drzemią demony, może dlatego źle Ci się kojarzy ;)
UsuńNigdy nie miałam przyjemności próbować czarnego bzu.
OdpowiedzUsuńno co Ty? Do nadrobienia :)
UsuńJesteś niesamowita, najpierw syropy z mniszków teraz z bez... smaczna zima się zapowiada, no i na przeziębienie jak znalazł :-)
OdpowiedzUsuńnie wiem czy jak znalazł, czy sama wywołałam wilka z lasu, ale właśnie mnie choróbsko dopadło :(
UsuńA mi został czarny bez w słoikach z zeszłego roku - darowany ;) i ja nie za bardzo wiem z czym go i do czego :> ;)
OdpowiedzUsuńjak masz sok to polej jako sos lody albo naleśniki, a jak owoce to możesz do ciasta albo zalać spirytusem na nalewkę ;)
Usuńowoce ... to może ta naleweczka :>, tak na chorobę oczywiście ;)
UsuńWłaśnie wczoraj mój synek dopytywał się co to jest. A je nie widziałam. Ale dzięki Tobie już wiem, że to czarny bez :-) Synkowi przypominało to winogrono :-)
OdpowiedzUsuńPrzepis wykorzystam, bo czarnego bzu sporo ostatnio widzieliśmy z dzieciakami w różnych miejscach :-)
miał dobre skojarzenia, skoro jak winogrona czyli jadalne :)
UsuńAlez mi narobilas chetki na bzowe wariacje. W Mlynku bzu czarnego dostatek, ale jestem w miescie na razie a jak pojade to mi ptaki pewnie oskubia- ale nich im bedzie na zdrowie, Ciekawe czy wiedza, że zielone kulki trujace...
OdpowiedzUsuńnie wiem czy wiedzą, ale jak jedzą to znaczy, ze im nie szkodzą, to tak jak z owocami cisu, dla nas niezjadliwe, dla ptaszków całkiem całkiem :)
UsuńUwielbiam :-)
OdpowiedzUsuń;)
UsuńO tak, taki dzem jablkowo-bzowy jest pyszny!I podpisuje sie pod lekkim 'spaczeniem' zywieniowo-zdrowotnym (margaryna np. nie gosci w moim domu...)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
tak, poznając proces technologiczny może się niektórych rzeczy "odechcieć";)
UsuńAle gapa ze mnie, tu wszystko pięknie opisane! U mnie na skraju lasu jeszcze sporo :)
OdpowiedzUsuń