
Kto nie chciał nabyć ceramiki, miał mnóstwo innych możliwości: szerokie ulice zaadaptowane na targi staroci, z meblami, bibelotami, a czasem prawdziwymi cacuszkami. Były rozmaite stragany, i z koronkowymi obrusami i dla pogromców wampirów stoisko wypełnione czosnkiem i hawajska plaża z pięknościami kręcącymi zalotnie biodrem dla tych, co jednak wolą piaszczyste tereny i drinka na leżaczku pod palmą (dziwnym trafem hawajskie boginie kierowały swoja uwagę tylko na przedstawicieli odmiennej płci ;). I jadło w nieco starodawnym stylu :). Były szalejące konie i safari pełne dzikich, drapieżnych zwierząt ;). Oj, kotki pokazały pazurki ;). Wieczorne koncerty i atrakcje w dzień. Teatry uliczne, śpiewy operowe i kino pod gwiazdami. Pokazy garncarstwa historycznego i stempelkowania. Wesołe miasteczko pełne karuzeli. I padły też klapsy ;). Piątkowy wieczorny deszcz przepłoszył nas w tym roku tak, że przeoczyliśmy Paradę Ceramiczną, ale naturalnie odbiłyśmy sobie to na Paradzie Glinoludów :).