To był najpiękniejszy prezent, jaki w dorosłym życiu dostałam na Mikołajki. M. zabrał nas na najstarszy jarmark bożonarodzeniowy w Niemczech, odbywający się już po raz 580 w Dreźnie.
Tych jarmarków odbywa się równocześnie kilka, jeden nawet w średniowiecznym klimacie. Jednak my skierowaliśmy się przede wszystkim na ten najbardziej znany.
Tych jarmarków odbywa się równocześnie kilka, jeden nawet w średniowiecznym klimacie. Jednak my skierowaliśmy się przede wszystkim na ten najbardziej znany.
Jarmark codziennie przyciąga rzesze ludzi, natomiast w weekendy oferuje dodatkowe specjalne atrakcje. W pierwszym tygodniu adwentu jest święto Pflaumentoffel (figurek z suszonych śliwek przypominających kominiarzyków, które dawniej dzieci z ubogich rodzin sprzedawały na ulicy, dopóki nie zostało to ustawowo zabronione) i święto piernika, podczas którego wybierana jest Piernikowa Księżniczka.
Drugi tydzień to Drezdeńskie Święto Strucli zwanej stollen i obchody 580 lat jarmarku. Wtedy to przez miasto przechodzi barwny korowód z największym stollenem ( w tym roku był największy na świecie z wagą 4.246 kilogramów), który następnie zostaje pokrojony na kawałki specjalnym nożem o długości 1,60 m i wadze 12 kilogramów.
Kolejny tydzień to święto14-metrowej drewnianej piramidy z ruchomymi figurkami, charakterystycznej dla drezdeńskiego ryneczku oraz święto łuków, w czasie którego w artystycznej formie przedstawiane są rzemieślnicze tradycje i zwyczaje.
Czwartego nie pamiętam, ale bez problemu program imprezy, również w języku polskim, znajdziecie ;).
Wśród zapachu prażonych migdałów i grzanego wina, kosztując atmosfery miasta dla jednych zwanych Florencją nad Łabą dla innych miastem hrabiny Cosel, ulegliśmy temu czarowi, planując, jak by tu wrócić wiosną ;).
Czwartego nie pamiętam, ale bez problemu program imprezy, również w języku polskim, znajdziecie ;).
Wśród zapachu prażonych migdałów i grzanego wina, kosztując atmosfery miasta dla jednych zwanych Florencją nad Łabą dla innych miastem hrabiny Cosel, ulegliśmy temu czarowi, planując, jak by tu wrócić wiosną ;).
Skosztowaliśmy tradycyjnego przysmaku - stollena, który poza nazwą, niewiele ma wspólnego ze sprzedawanymi u nas marketowymi zakalcami, suto poprzetykanymi bakaliami. Ten tu jest maślanym ciastem drożdżowym, napakowanym migdałami, rodzynkami i orzechami, pieczonym w wiekowym, żeliwnym piecu opalanym drewnem. I posiedzieliśmy w jednym z domków przeznaczonych dla dzieci.
Podziwialiśmy stojących rzędem drewnianych Dziadków do orzechów, z których każdy mógł ruszyć do walki z siedmiogłowim królem myszy, ach, chciałoby się jednego zabrać ze sobą ;).
Jeśli moje wpisy pomogły Ci na chwilę przenieść się w miejsca, które odwiedzam, a wskazówki przydały Ci się w podróży, możesz postawić mi kubek apetycznej, choć wirtualnej, kawy :)
Piękna i długa tradycja. Dziadki do orzechów jak z bajki.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeszcze do niedawna nie doceniałam uroku tego typu jarmarków. Teraz uwielbiam przenieść się w krainę dzieciństwa, a raczej wymarzonego dzieciństwa, gdyż moje przypadało na lata szaro-burej rzeczywistości, w której największą atrakcją był robiący za choinkę drapak z kilkoma świecącymi na biało lampkami. Taki jarmarkowy klimat to spełnienie mojej wizji scenerii bajek Andersena. W tym roku po raz pierwszy w moim mieści powstała taka namiastka jarmarku który mógłby robić za uboższego krewnego jarmarku w Amsterdamie czy Dreźnie.
OdpowiedzUsuńWspaniała relacja! Nigdy nie byłam w Dreźnie, ale od jakiegoś czasu myślimy o tym mieście, o jednodniowej choć wycieczce :))
OdpowiedzUsuńJo, ochh, rozumiem radość i zauroczenie ;-))) wspaniały prezent!
OdpowiedzUsuńDo Drezna wybieramy się od 2 lat, może w końcu trafimy, kto wie ;-))) Jeszcze po takiej rekomendacji!
uściski!
cudowny ... te dziadki do orzechów wszystkie bym przygarnęła :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
oj bardzo lubię jarmarki zwłaszcza niemieckie :) ale i w PL coraz wiecej ;)
OdpowiedzUsuńbędę tam w niedzielę :D
OdpowiedzUsuńFantastyczne klimaty. W takich miejscach magia świąt jest odczuwana szczególnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Pięknie! zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńDrezno bardzo mi się podobało podczas jarmarku, można tam poczuć świąteczną atmosferę :)
OdpowiedzUsuńwiesz? ja chyba wolę je oglądać na zdjęciach, bo przez to przepychanie się w tłumie, to jarmark traci cały swój urok!
OdpowiedzUsuńcudowny, magiczny czas, pięknie go pokazałaś, chętnie tu wracam i wiem, że zawsze znajdę tu coś pięknego, ponadczasowego:)
OdpowiedzUsuńKiedyś przejeżdżając przez Drezno powtarzałam sobie, że tu przyjadę a od teraz będę sobie powtarzała, że przyjadę do Drezna w okresie świątecznym...
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ta tak długa tradycja. W UK nic specjalnego nie zauważyłam poza szałem zakupowym i programami świątecznymi, w których wszędzie jest to samo, a jedynie 'kuchasz' się zmienia. Może jednak mało widziałam? Może trzeba byłoby dokładniej się rozejrzeć?
OdpowiedzUsuńWiem, że w Londynie tradycyjnie od x lat przygotowuje się centrum handlowe (którego nazwy nie pamiętam). Przygotowania trwają od września i wszyscy czekają z zapartym tchem na moment, kiedy to odsłaniane jest świąteczne okno wystawowe, ogromne zresztą.
Zazdroszczę uczestnictwa w tak wspaniałym jarmarku :) Atmosfera magiczna :)Ten organizowany w Warszawie kompletnie się do niego nie umywa.
OdpowiedzUsuńkocham to miasto! jestem tam co roQ :) ale nigdy nie byłam w okresie świątecznym :( piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuń